czwartek, 20 kwietnia 2017

Wszędzie dobrze gdzie nas nie ma...

no nic tak nie odda tego co czuję jak to właśnie przysłowie. Tęsknię bardzo i serducho mi pęka, ale na szczęście wiem, że moja pasja się nie podda i nie porzucę mojego hobby za nic w świecie.
Ale może od początku... nie było w tym roku króliczków, życzeń, wiosennych akcentów, kur, w sumie to już dawno nic tu nie było -  czym to jest spowodowane? Zgaduj zgadula, a zgadnąć łatwo :)
Praca - etat, spodnie w kant, szpilki....hmmm to przed czym się tak broniłam a o czym gdzieś na samym dnie serduszka mimo wszystko myślałam i wspominałam.
Przewrotne jest to życie - jeszcze parę miesięcy temu pisałam o tym, że moje "slow life" to coś wspaniałego, co mnie spotkało, że tak mogę, że to mój wybór i że jestem szczęśliwa i wiecie co? to najprawdziwsza prawda :) jedna tylko, może dwie kwestie nie dawały mi spokoju, powodowały że coraz więcej rozmyślałam na temat powrotu do "normalnej" pracy - kasa i potrzeba bycia pełnowartościowym (nazwijmy to samorealizacją;). No bo ze szmaciaków trudno uzbierać jakąś sensowną pensję - szczególnie że robisz to jako hobbysta a nie zajmujesz się tym stricte zawodowo - na to zabrakło mi odwagi i chyba chęci. Nie chciałam szyć moich miśków, aniołków i serduszek na akord, tłuc po kilkadziesiąt sztuk żeby zarobić - to nie byłoby już moją miłością:).  Kiedy więc myśli o pracy coraz częściej rozpychały się w mojej głowie, kiedy zaczęłam o tym mówić głośno, rozważać za i przeciw, rozkładać dzień na czynniki pierwsze: kto z dziećmi, co z dziećmi, co z domem, jak to wszystko zorganizować, pogodzić, dojechać do pracy i do domu nie spędzając za kółkiem dodatkowych godzin...? los, czy jak to sobie nazwiemy... zapukał do drzwi w ręku trzymał tacę, na tacy oferta, tylko brać i jeść, więc wzięłam i spróbowałam...
A to za czym tęsknię? no właśnie to teraz moja pracownia, moja maszyna, moje tkaniny, miśki nieskończone, zdjęcia nieopublikowane... Ten pierwszy miesiąc wyzuł mnie z sił i energii, stres mnie zżerał po kawałku, ale dziś weszłam do pracowni i już wiem - to jest moje "life" ja to kocham i nie porzucę, jutro wracam do szmaciaków i obiecałam sobie i im, że w tym "zorganizowanym" dniu znajdę dla nich czas choćby godzinkę, dwie...
A tymczasem całuję Was i życzę spokojnej nocy i jedno Wam powiem...
Kiedy wydaje nam się, że już wszystko jest przeciwko nam, nic nam się nie udaje.. - los odwraca karty i oddaje wszystko to, co przed nami skrzętnie skrywał... mnie to się zdarzyło już trzeci raz...
O.



piątek, 17 lutego 2017

"Cicha książeczka" uszyta :)


Jakiś czas temu przebiegła mi przez głowę myśl aby uszyć coś w formie książeczki... To coś miałoby materiałowe strony i można by było tam ubierać, przebierać laleczkę, przestawiać jej mebelki w domu, ale... myśl przebiegła nie zatrzymując się:)

Jak to mówią "co się odwlecze, to jednak nie uciecze" - znajoma spytała czy nie zrobiłabym takiej książeczki? No cóż, skoro już miałam kiedyś taki plan to obiecałam się zorientować w temacie i jak się okazało (mimo że mam dzieci) to jednak nie mam pojęcia, że coś takiego istnieje i jest coraz bardziej popularne to tzw. QUITE BOOK - taka właśnie książeczka ma służyć do nauki i poznawania świata.... Źródłem mojej inspiracji był w tej dziedzinie Pinterest - jak się tam naoglądam nie mogę spać.
Trochę trwało zamówienie filców, filcowych naklejek, tudzież podobnych dupereli, wydumanie jak to wszystko złożyć w kupe, ale....wreszcie jest!  Mój prototyp wymaga oczywiście poprawek ale jedno wiem - stworzenie takiej zabawki wymaga baaaaardzo dużo cierpliwości(o dziwo miałam), ogromnego nakładu pracy (to akurat lubię) i czasu (no z tym jest gorzej). Zmiana koloru nici co 2 minuty, wycinanie mikroskopijnych elementów z filcu, dziubanie z rzepkami - cudowne, ale jak się skończy? to jest dopiero...!

Mój model jest przeznaczony dla dzieci w wieku 2-4 latka (tak sądzę, gdyż moja 3 letnia córka uwielbia się nią bawić i daje sobie radę z każdą stroną). Możliwości jest mnóstwo i pomysłów również: sznurowanie, układanie sztućców, zapinanie pasków, ekspresów czy klamerek itp. i dla starszaków i dla niemowlaków. Ja wybrałam taki oto zestaw...




Książeczka może mieć na okładce wyszyte lub naszyte (np. z filcu) imię dziecka (mi się już nie chciało :/






























No dobra to teraz wracam do pracy królik Maileg czeka w kolejce...
Dobrej nocki ;-) O.


czwartek, 2 lutego 2017

Mój jest ten kawałek podłogi...

Ostatnim razem, kiedy w mojej pracowni powstawały kolejne "szyjątka" kalendarz pokazywał datę hmmm... żebym nie skłamała 17.01.2017r. nie potrafię sobie nawet tego wytłumaczyć, nie wiem jak to nazwać? czy przesileniem, czy osłabieniem, czy zwyczajnym "nie chce mi się" - pewnie każdym po troszkę. Znów obiecuję sobie, że jutro muszę to i tamto i tak uciekają dni a w pracowni wieje chłodem. A przecież taka motywacja była na początku roku, taka siła i wiara we wszystko....i wszystko nadal jest tylko jakby w ilościach nie pozwalających na ruszenie tak zwanych czterech liter. Wkurzona jestem na siebie przez to ogromnie. Wczoraj nawet słyszałam w radio, że swoje święto ma Maszyna do Szycia, ale moja niestety nie miała... Przeproszę, ukocham, omiotę z kurzu i siadam i szyję i mam tyle znów pomysłów i tyle pracy i wyzwanie mam od pewnej Joanny, która swoim telefonem dała mi siarczystego kopa we wspomniane cztery... i już dzisiaj złożyłam zamówienia na filce, tkaniny, guziki i tym podobne fajne zabawki i czas start. Czasu mało (jak zwykle) a wyzwanie spore (jak zwykle) ale rade dam (jak zwykle), stanę na wysokości a jak zrobię, skończę znaczy to pokaże o tutaj właśnie :)

A tymczasem moją pracownię maleńką, kochaną pokażę (moi Facebookowi przyjaciele już widzieli). Na stronie nie pojawiło się jeszcze żadne jej zdjęcie a to przecież jakoby fundament mojej historii phii i tylko mój kawałek podłogi...

















Zdjęcia były robione w tak zwanym szale przedświątecznym stąd akcenty Bożonarodzeniowe na fotkach, ale już niebawem zmiana wystroju - kury, gęsi i barany, ale póki co..... słodkich snów :)
Buziaki. Ola

poniedziałek, 2 stycznia 2017

Witaj Nowy...!!!

Było, minęło bezpowrotnie, 2016 rok już za nami.... Święta Bożego Narodzenia minęły nam w bardzo ciepłej, rodzinnej atmosferze, gwar radosnych dzieciaków, zapach grzybów, pierników i pomarańczy, blask choinki... wszystko na co czekaliśmy cały rok ziściło się w te Święta.
Ja do ostatnich chwil jeszcze coś doszywałam, dorabiałam, prócz tego pierniki piekłyśmy, paczki pakowaliśmy (bo w trójce klasowej przyszło mi się udzielać:)) więc ten ostatni przedświąteczny tydzień był.... krótko mówiąc - krótki, za krótki.
Dziś dopiero zasiadam przed komputerem, aby życzenia noworoczne wszystkim złożyć:)
A zatem....


Kochani moi życzę Wam aby ten Nowy 2017 Rok od samego początku aż do samego końca był wypełniony Waszym uśmiechem, abyście z radością witali każdy nowy  jego dzień (nie tylko ten wolny od pracy, ale również gdy za oknem leje od rana)
Aby nie dopadały Was chwile zwątpienia, braku wiary i siły - aby Wam się chciało...
Abyście szanowali, kochali i nie żałowali...
Aby nie umykały Wam żadne chwile, żadne momenty, miejcie czas na to co ważne... bo to Ważne;)
Mniej fochów i sfochowanych Wam życzę, bo to krew psuje a po co nam to?
I zdrowia Wam życzę i spełnienia marzeń, celów, planów... macie na to cały ROK!!!
Szczęśliwego 2017 !!! 

Zrobiłam kilka fotek moich dekoracji świątecznych i ostatnich prac, więc pokażę póki jesteśmy jeszcze w temacie świątecznym:)













Pozdrawiam cieplutko w ten śnieżnobiały, baaardzo późny wieczór....
O.




czwartek, 1 grudnia 2016

No i nadszedł...Grudzień

 
Jakoś nie chciałam wcześniej o Świętach....bo mówiąc najogólniej nie czuję klimatu kolędowania w listopadzie, wyciągania i rozstawiania Mikołajów i choinek na patiach centr handlowych (na szczęście ostatnio rzadko tam bywam to i omija mnie ta "przyjemność"). Za to Grudzień choćby nawet 1-wszy to dla mnie dopiero czas przygotowań i oczekiwania i wszystko wtedy lepiej „smakuje” i Chris Rea brzmi już wtedy zupełnie cudownie:)
Rękodzielnicy i twórcy hand madu niestety w klimacie Świąt bywają już od wczesnej jesieni, bo przecież produkcja ręczna wszystkich tych przepięknych rzeczy tworzonych z wielką dokładnością i z sercem wymaga mnóstwa czasu. Ja niestety w tym roku zaczęłam pracować nad ofertą świąteczną dopiero od końcówki października (stąd moje zarwane nocki), ale ponieważ mocno się zmobilizowałam to coś znaleźć dla siebie można:)
Ważne żeby nie zwariować! Ja z dzieciakami wywiesiliśmy nasz kalendarz adwentowy i od dziś, no może od jutra dzień po dniu będziemy przygotowywać się do tego najważniejszego dnia w roku... Uporządkujemy (mam nadzieję, że się uda) zabawki, zrobimy przegląd szaf, najkrócej mówiąc - posprzątamy nasz kochany domek i ubierzemy choinkę przed nim w drobne żółciutkie lampki. Dla naszych najbliższych, przygotujemy zrobione naszymi łapkami prezenty – takie nasze „home made”, nie kupione za 50, 100 czy 200 zł – kto da więcej!!!, na domowej choince zawiesimy uszyte rzecz jasna przez nas dekoracje i poczekamy na najważniejszy prezent: na dzidziusia w żłóbku, bo to przez tego malutkiego całe to zamieszanie, oby w tym szaleństwie nie zapomnieć o Nim...
Mam nadzieję, że się uda bo szaleństwa tak zupełnie nie da się ominąć, jest przyspawane do wszystkich Świąt – do tych szczególnie:) i czai się wszędzie i na każdym kroku.
Ja z tych wszystkich świątecznych przygotowań i pilnych spraw lubię najbardziej piec pierniczki z moimi dziewczynami i szyć świąteczne ozdoby :) Poniżej dowód, to chyba wszystko co w tym roku powstało w moim malutkim pomieszczeniu zwanym dumnie "pracownią" a co faktycznie pracownią jest, bo pracy tam się wykonuje baaaaaardzo dużo i do późna, a więc proszę oto moja propozycja kontra chińskie śmierduszki :)))































No a teraz wszystkim i sobie również życzę w miarę spokojnego Grudnia:))))
Buziaki.